niedziela, 15 listopada 2015

The dead are living still

W głowie ciaśniej układam każdą myśl, zagłuszę dziś. Rozwijam taśmy naszych dni, krótki film. Nie zawsze było tak jak chcesz, nie było Ci lżej, nie pamiętam tego. Początków nie pamięta nikt, brakuje dni. Ulatuje lęk, nie czuję już nic, jedną z wielu rzeczy jesteś dziś, jedną z wielu potrzebnych. Ja wiem, to jedno pewne jest, to Ciebie przed oczami mam. Kto wie, znów może spotkam Cię, nim skończy się długi dzień. Tak trudno jest zostawić te wspomnienia, wszystko co wiesz nim spotkał nas los. Nie w Tobie chce szukać dziś zapomnienia. Nie szukam prawdy, którą znam, we śnie szukam Ciebie też. Pojawiasz się, zabierasz mnie w Twych oczach zapadam się. Tak wiele chcę, odwagi mi brakuje, nadejdzie czas gdy powiem Ci to. Stracone dni, to wszystko nadal czuję. To Ty, stale mijamy się, kto wie co oddala nas. To nic, odnajdziemy się gdzieś. Krąg zawistnych słów otacza nas i pcha się nam do ust, gdy szukamy naszych ciał. Mijamy się często w tym mieście mgły. Ja chce się od niej odbić, niech wzmocni poczucie mocy mojej krwi. Twoje serce to ułamek, zawsze tworzy z kimś całość. Między prawdą a kłamstwem jest klucz do odpowiedzi bez podpowiedzi, być czy nie być - oto jest pytanie. Nad ranem, gdy wstajesz i witasz świt, i pijesz kawę. By być między jednym a drugim, niby w tym być. Lojalność i zdrady, coś jak słońce i deszcz i nie wiesz, czy jesteś poza tym, kiedy jesteś w niej. Uśmiech zmazuje smutek, smutek zmazuje uśmiech i już sam nie wiesz, który częściej witasz.  I w jakim punkcie życia to weryfikuje wszystko, gdy koniec końców rozliczasz się z nim, uwalniając kilka bodźców. Rodzimy się i mamy skrzydła, by ruszyć w lot Ci, co je stracili ucinają je nim postawimy krok. Sam nie wiem co, już widzę, czy to jasność czy zmrok. Czy żyję, czy jestem tylko widzem. Narodziny i śmierć, dwa końce, których żaden nie rozumie. It's so quiet here and I feel so cold this house no longer feels like home.