środa, 15 kwietnia 2015

Zrozumienie, a raczej jego brak..

Jedyne miejsce gdzie mogę być tak naprawdę sobą. Pokazać jak wiele rzeczy i spraw mnie przytłacza, ale nikt tego nie zrozumie. To boli. Cholernie. Rodzice, którzy Cię nie rozumieją, mają Cię za nic, lepiej się wynieść, wtedy nikt nie robiłby im problemu. Ludzie udający przyjaciół, czekający tylko na to by wbić nóż w plecy i śmiać się z Twojego cierpienia.. W końcu ze wszystkim zostaje sama, sama z całym światem i całym złem na nim, sama, nie dająca sobie rady, upadająca i niepotrafiąca się podnieść by iść dalej.. Nikt nie potrafi Ci pomóc, bo nikt nie wie co czujesz, nie widzi Twojego cierpienia. Zaczyna Cię to przytłaczać i niszczyć od wewnątrz, powoli, ale rozlegle. Robi rany na całej duszy, później by się uspokoić Ty zadajesz rany na zewnątrz, długie bluzy i swetry zasłaniają blizny, ale nie zasłaniają cierpienia wewnątrz, codzienna maska którą ubierasz. Słuchanie tych samych słów, oglądanie tych samych fałszywych uśmiechów. Ale kiedy mój świat bezlitośnie się rozpada nikt tego nie zauważy, nawet najbliżsi, których uważasz za największe oparcie, odpuszcza, schodzisz na drugi plan.. Wszystko zaczyna być ważniejsze od Ciebie. Rodzeństwo. Praca. Dom. Wszystko inne istnieje prócz Ciebie. Rozpadasz się i znikasz. Już przestałam wierzyć, że to kiedyś zmieni się, straciłam oddech, dlatego teraz już nie ma mnie. Rozpada się wszystko wokół Ciebie, już dość, już starczy, lecz to nie ustaje, dobija Cię. Wszystko znika, a Ty znikasz razem z tym. W cieniach mroku zjawiam się. Przez strach i łzy opętana. Drżę. Nim odejdzie, powie o swoim bólu, ukarze go innym, ale wtedy będzie za późno, za późno na pomoc, za późno na cokolwiek, bo jej już nie będzie. Odejdzie. Odejdzie i już nigdy nie wróci. Odejdzie na zawsze.